Grał z takim luzem, z takim animuszem, że w każdej roli zdawał się być prawdziwą osobą. W latach 60/70 jeszcze dominowała gra "teatralna" (artykulacja gestów, nienaganna dykcja), a on - jakby z zupełnie innej bajki.
Nie wspominam nawet o tym, że był diabelsko przystojny ;)